Anna Urbańczyk załamuje ręce. Już boi się rankiem wyjść do ogrodu. Bo na widok kolejnych zniszczeń pewnie dostanie zawału.
"Bolek”, bo tak nazwali niszczyciela, podchodzi coraz bliżej do domu.
"Bolek” przepływa Bóbr i najpierw wchodzi do ogrodu sąsiadów, a później przychodzi do ogrodnictwa Urbańczykowej. Efekt? Szkółki drzew i krzewów, trawniki wyglądają jak świeżutko zaorane. Stratowane doniczki, połamane rośliny, obraz nędzy i rozpaczy.
- Nie chcemy, żeby ktoś zastrzelił tego dzika, nadaliśmy mu nawet imię - "Bolek” - tłumaczy Jerzy Myśliński. - Jednak musi być jakiś sposób, aby ofiarom wizyt zwierząt wyrównać straty.
Droga przez mękę
Pani Anna już nie ma nawet sił, aby opisywać swoją drogę przez urzędową mękę. Najpierw zgłosiła się do nadleśnictwa. Tam usłużnie zaproponowano nawet elektrycznego pastucha, ale o szacowaniu strat nie chcą słyszeć. To tak, jakby przyznali się do winy. Ogrodnictwo leży w granicach miasta i nie jest to ani teren lasów, ani żadnego obwodu łowieckiego. Odesłali ofiarę "Bolka” do burmistrza. Tam skierowano do wojewody, później marszałka i starosty. Na końcu podpowiedziano jej kontakt z... nadleśnictwem. I kółko się zamknęło.
- Musimy zacząć coś robić zanim przyjdą mrozy, a nie ma komu nawet oszacować strat - dodaje Myśliński. - Już nawet skontaktowaliśmy się z rzeczoznawcą, który stwierdził, że może to zrobić na nasz koszt. I stwierdził, że będzie to kosztowało około tysiąca złotych. I nie może zagwarantować, że ktoś uzna nasze roszczenia.
Janusz Ryszawy, przyrodnik pracujący w szprowawskim magistracie, rozkłada ręce. I pokazuje przepisy. Prawo łowieckie stanowi, że zwierzęta żyjące dziko są własnością skarbu państwa. I w takich przypadkach adresatem roszczeń jest wojewoda.
"Bolek” znów przyjdzie
O ubezpieczniu od działalności dzików nie myśleli. Przecież mieszkają niemal w centrum miasta. Ogrodzenie mają niekompletne, bo wcześniej zajęli się nim złomiarze. Strach, który miał odstraszyć zwierzaka został sponiewierany i "Bolek” podchodzi coraz bliżej domu. Nikogo i niczego się nie boi.
- Nie wiem, jak to jest możliwe, aby w województwie, gdzie jest tyle lasów, gdzie dziki chodzą nawet w Zielonej Górze po ulicach, nie było procedury pozwalającej przyznawać odszkodowania - denerwuje się Urbańczyk. - To, czego nie zniszczył nam "Bolek”, wykończy ten urzędniczy bezwład... Pewnie powinniśmy dzika śledzić i ustalić na terenie jakiego okręgu łowieckiego jest na stałe zameldowany.
Bo wiedzą, że kolejnej nocy "Bolek” znów przyjdzie. Czuje się jak u siebie.
autor Dariusz Chajewski
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.