Miało tu powstać centrum kultury z teatrem, koncertami, galerią zdjęć i lokalnym rękodziełem. Na razie zabytek jest zamknięty na klucz. Właścicielka, zniechęcona walącym się dachem, wyjechała do Warszawy.
To historia o tym, czego nie należy robić, kupując zabytek nadający się do remontu. Śpiewaczce operowej Lenie Brudzińskiej spodobał się pałac w Chichach. Za 45 tys. zł (płatne w ratach) cztery lata temu stała się jego właścicielką. Termin spłaty ostatniej należności mija w przyszłym miesiącu.
- Na niczym innym oprócz kultury się nie znam. Dlatego chciałam organizować tu akademie muzyczne, teatry, koncerty, wystawy - wylicza warszawianka.
Śpiewali w pokojach
Brudzińska zagrała wszystkie główne role kobiece w operetce. Już na emeryturze udziela się w Związku Artystów Scen Polskich. Pierwszą sztuką, jaką chciała wystawić w Chichach, miał być "Zamek na Czorsztynie”.
- Wystarczy jeden telefon, a zjadą się tu artyści z najlepszych polskich teatrów - zdradza śpiewaczka.
Namiastkę tego, co mogłoby się dziać w pałacu, mieliśmy rok temu. W Chichach pod okiem profesorów ćwiczyli studenci ze szkół muzycznych. Zajęcia odbywały się w ogrodzie i w niektórych wyremontowanych pokojach. Wieczorami można było posłuchać koncertów, m.in. w Szprotawie i Zielonej Górze.
- Wtedy nie wiedziałam, że dach może w każdej chwili runąć - dodaje Brudzińska.
Na własne oczy
Gdy w 2001 r. warszawianka weszła do pałacu, nie było tu nic. Zamiast podłóg - piasek, brak ścian, zamurowane okna. Tylko dach sprawiał wrażenie solidnego. Z daleka widać było krwistoczerwoną nową dachówkę.
- Dowiedziałam się, że dach przełożyła Agencja Nieruchomości Rolnych - mówi Brudzińska. - Nie przedstawiono mi żadnych dokumentów stwierdzających stan techniczny obiektu. Myślałam, że dach jest dobry, skoro był remontowany. Kupiłam to, co widziałam na własne oczy.
Artystka podpisała formalne oświadczenie dla agencji, że zapoznała się ze stanem technicznym budynku i nie wnosi żadnych uwag. Rozpoczęła remont. Wymieniła wszystkie okna, postawiła ścianki działowe, odmalowała pokoje. Nawiązała kontakt z ostatnim właścicielem pałacu Casparem von Diebitschem - Niemcem, który na stałe mieszka w Australii. Dał jej fotografię pałacu z 1918 r.
- Wtedy zobaczyłam, że na dachu brakuje dwóch kominów, dwóch okien i trzech lufcików - wylicza kobieta. - Gdy poprowadziłam schody na poddasze, okazało się, że konstrukcja dachu wisi w powietrzu. Belki są spróchniałe. Wszystko może się w każdej chwili zawalić.
To nie był remont
Edmund Wawrzyniak, specjalista ds. zagospodarowania mienia w Agencji Nieruchomości Rolnych w Zielonej Górze, przypomina sobie, jak z Brudzińską oglądał pałac przed sprzedażą. - Nie pamiętam, czy byliśmy na poddaszu, ale na pewno mówiłem jej, że dach wymaga remontu - twierdzi.
- Nie mamy obowiązku przedstawiać kupującemu dokumentacji stwierdzającej stan techniczny zabytku. Pani Brudzińska widziała pałac, podpisała stosowne oświadczenie. Nie kupiła kota w worku - dodaje drugi specjalista agencji Magdalena Gąsiorowska.
Dlaczego agencja zainwestowała 63 tys. zł w nową dachówkę, skoro i tak zamierzała zabytek sprzedać?
- By ochronić go przed dalszym zniszczeniem. Nie robiliśmy remontu, tylko zabezpieczaliśmy. Śmieszne jest tłumaczenie pani Brudzińskiej, że nie wiedziała, jak faktycznie wygląda dach - tłumaczy Wawrzyniak.
Zdaniem Krzysztofa Kitla z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Zielonej Górze, w takich przypadkach nie trzeba wiernie odwzorowywać zabytkowego stylu. Stąd brak kominów, okien i inna niż pierwotnie dachówka. Podkreśla, że Brudzińska mogła zapoznać się z całą dokumentacją dotyczącą pałacu w biurze konserwatora.
Kultura w gruzach
Brudzińska czuje się rozgoryczona i oszukana przez agencję.
- Może jestem naiwna, ale wierzę w ludzi - mówi artystka. - Nie sądziłam, że agencja sprzeda mi pałac z felernym dachem.
- Każdy, kto kupuje zabytek, powinien liczyć się z tym, że wymaga on remontu, który będzie kosztował dużo więcej niż cena samego budynku - tłumaczy Gąsiorowska. - Pani Brudzińska cztery lata temu powinna wynająć rzeczoznawcę, który określiłby stan dachu i oszacował koszty.
Brudzińska dopiero teraz czeka na taką ekspertyzę. Zapowiada, że za swoje pieniądze dachu remontować nie będzie. Plany o centrum kultury w Chichach legły w gruzach. Szkoda, bo na początku lipca powstała specjalnie w tym celu Lubuska Fundacja Sztuki Chichy-Art. Udało się też zgromadzić wokół pomysłu lokalnych zapaleńców i miłośników sztuki. Na razie artystka wyjechała do Warszawy, by tam spytać o radę prawników i generalnego konserwatora.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.