Policjanci przesłuchają pracowników prawie wszystkich Biedronek w regionie. A inspektorzy pracy skontrolują markety. Sprawdzą, czy w sklepach panuje wyzysk.
Podobna akcja będzie przeprowadzona w całym kraju. Ma być przesłuchanych 20 tys. pracowników. A wszystko zaczęło się w 2004 r., gdy elbląski sąd nakazał właścicielom sieci - spółce Jeronimo Martins Dystrybucja SA, wypłatę 35 tys. zł odszkodowania dla jednej z kierowniczek sklepu. Kobieta udowodniła, że firma nie wypłaciła jej pieniędzy za ponad 2 tys. nadgodzin.
W tej chwili toczą się w polskich sądach podobne procesy na wniosek byłych pracowników Biedronki. Z powodu skali problemu śledztwo ma się odbyć w całym kraju. Nadzoruje je Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Chodzi o to, aby sprawdzić, czy skargi pracowników Biedronek to indywidualne przypadki, czy planowy wyzysk. Pracowników przesłuchają policjanci. - Lada dzień spodziewamy się oficjalnego pisma w tej sprawie
- powiedział wczoraj Marek Borzym, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Policjantom pomoże inspekcja pracy. - Przez dwa miesiące skontrolujemy 31, czyli prawie wszystkie lubuskie Biedronki - zapowiada Jerzy Machnowski, zastępca okręgowego inspektora pracy.
Inspektorzy przede wszystkim ustalą, czy pracownicy byli zmuszani do pracy w nadgodzinach i czy mieli za nie płacone. - Jeśli my rozmawiamy z pracownikiem, to jego szef ma prawo być podczas rozmowy - wyjaśnia Machnowski. - Od policji nie może tego żądać, więc pytani czują się bezpieczniej.
W 2004 roku lubuska inspekcja skontrolowała część Biedronek. Po jej interwencji, kobiety, które tam pracowały np. przestały dźwigać ciężary, a niektórym pracownikom firma zapłaciła za nadgodziny.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.