Miało być pięknie. Działający od dwóch miesięcy telefon 112 miał umożliwić wezwanie pomocy w każdej groźnej sytuacji. A jak jest?
Nerwy, chaos i przełączanie rozmów donikąd.
Barbara Żok z Zielonej Góry przechodząc przez centrum miasta, zobaczyła tłum gapiów otaczających leżącą na drodze kobietę. Niektórzy nie czekając na lekarzy rozpoczęli reanimację. Inni z przerażeniem w oczach wystukiwali coś w swoich telefonach komórkowych. - Widok był tragikomiczny. Kilkanaście osób z telefonami biegało wokół umierającej kobiety - mówi zielonogórzanka.
Jakby na przekór informacjom o znieczulicy, ludzie chcieli pomóc. Wydzwaniali więc do służb ratowniczych. Niestety, numer pogotowia ratunkowego był ciągle zajęty. A pod 112 przez kilkanaście minut nikt się nie zgłaszał. - Aż mi się wierzyć nie chciało. Ale sama wyciągnęłam telefon i próbowałam się dodzwonić. Bez skutku. Czy tak miało wyglądać szybkie ratowanie ludzi? - zastanawia się kobieta.
Okazuje się, że "magiczny” numer 112 często komplikuje szybką pomoc.
- Zauważyłem pożar przy ul. Batorego - opowiada Grzegorz Grzywiński z Zielonej Góry. - Od razu zadzwoniłem pod 112. Usłyszałem głos policjanta, który stwierdził, że on pożarów nie gasi. A ja mam dzwonić do straży.
W zanadrzu mamy kilkanaście podobnych historii. A to dyżurny strażak, każący zadzwonić na policję, a to kierujący do pogotowia ratunkowego policjant. Coraz bardziej rozdrażnieni Czytelnicy pytają, czy to tak miało być.
Nie tak. Centra powiadamiania ratunkowego, z którymi łączylibyśmy się przez numer 112 miały być w każdym powiecie. Na razie są tylko w Strzelcach Krajeńskich, Krośnie Odrzańskim i Żarach. Ci natomiast, którzy liczą na szybką pomoc, dzwoniąc pod numer 112, mogą się srodze zawieść. Służbom ratowniczym daleko jest do stworzenia działającego systemu powiadamiania w sytuacjach kryzysowych. Zgodnie z planem, przy telefonie 112 mieli czuwać przedstawiciele straży pożarnej, pogotowia i policji gotowi do pomocy w każdej chwili. Jak dotąd, z planów nic nie wyszło.
Nie ma kasy
Na dodatek pomoc poszkodowanym utrudnia chaos telekomunikacyjny. - W naszym województwie wygląda to tak, że gdy 112 wybierzemy z komórki, odezwie się najbliższy posterunek policji. Gdy ze stacjonarnego - dodzwonimy się do straży pożarnej - mówi rzecznik prasowy wojewody lubuskiego Katarzyna Jankowiak.
Centra powiadamiania ratunkowego tam, gdzie funkcjonują, sprawdzają się. Problem w tym, że jest ich niewiele. Na domiar złego wiele komend policji nie ma nawet możliwości bezpośredniego przekierowania rozmówcy do straży pożarnej czy pogotowia. A więc dzwoniąc z komórki na 112 i tak będziemy musieli jeszcze zadzwonić do straży czy pogotowia. Możliwość przełączenia mają strażacy. Ale... - Wszystkie komendy powiatowe są podłączone pod numer 112, jeśli dzwoniący korzysta z aparatu stacjonarnego. Dlaczego natomiast nie z komórki? Nie wiem. To już problem na szczeblu ministerialnym - odpowiada kpt. Zbig-niew Czerniak z komendy wojewódzkiej straży pożarnej.
Dlaczego na to, aby ktoś odebrał sygnał 112 trzeba czekać kilkanaście minut lub dłużej? Jak zapewnia Małgorzata Kalinowska z komendy miejskiej policji w Zielonej Górze, nie wyobraża sobie takiej sytuacji.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.