Pani Ewa kupiła z autokomisu auto za 78 tys. Okazało się, że jest kradzione. Teraz została bez samochodu i bez pieniędzy
– Zostałam bez samochodu i bez pieniędzy – denerwuje się Ewa Gajda z Klementowic w województwie lubelskim. – Chcę ostrzec wszystkich przed ryzykownymi transakcjami, na drugim końcu kraju.
Pani Ewa zrobiła ostatnie zdjęcia swojego wymarzonego auta, gdy wyjeżdżało na lawecie.
Pani Ewa na aukcji Allegro znalazła wymarzony samochód. Nowego volkswagena sirocco z ubiegłego roku, z wypasionym wnętrzem i skórzanymi siedzeniami. Czarne, sportowe auto miało na początku kosztować 81,5 tys. zł, ale kobieta zadzwoniła do sprzedawcy i udało jej się utargować cenę do 78 tys. zł. – Samochód sprzedawał autokomis ze Szprotawy – kontynuuje kobieta. – Gdy pojęłam decyzję, syn właściciela komisu przyjechał do nas autem. Jechał przez całą noc, a na drugi dzień pomagał nam załatwiać formalności. Samochód pochodził z Francji i nie był przerejestrowany. Konieczne opłaty wyniosły ok. 4 tys. zł.
Dumna właścicielka sirocco pojechała do Lublina, gdzie sprawdziła auto w Europejskim Rejestrze Pojazdów. Tam 12 listopada otrzymała zaświadczenie, że pojazd nie figuruje w rejestrze skradzionych aut. To pozwoliło jej na dopełnienie transakcji. Właściciel autokomisu twierdził, że samochód okazyjnie sprzedał Francuz, który stracił pracę i nie było go stać na utrzymanie auta. Pani Ewa gładko uwierzyła we wszystko.
- Transakcja została zakończona 17 listopada – wylicza E. Gajda. – Zdążyłam go zarejestrować, ubezpieczyć i zrobić przegląd techniczny. W grudniu straciłam auto, bo okazało się, że było kradzione.
3 grudnia były właściciel sirocco zgłosił policji francuskiej kradzież samochodu. Funkcjonariusze szybko namierzyli miejsce, w które trafił volkswagen. Auto odjechało z podwórka pani Ewy na lawecie i zostało zabezpieczone na policyjnym parkingu. – Wielokrotnie dzwoniłam do właściciela komisu i żądała zwrotu pieniędzy – denerwuje się kobieta. – Przecież kupiłam auto w dobrej wierze i byłam przekonana, że od uczciwej firmy. Tym czasem nie mam ani pieniędzy, ani auta. Mam podejrzenia, że Francuz mógł być w zmowie z pośrednikiem.
Tadeusz Gumiennik, właściciel szprotawskiego autokomisu twierdzi, że nie jest winny problemów swojej klientki. – Samochód kupiliśmy od francuskiej firmy Lyonu, z którą wielokrotnie dokonywaliśmy transakcji. To klient tej firmy okazał się nie uczciwy.
Komisant zaznacza, że gdyby pani Ewa dokonała zakupu bezpośrednio od Francuza, to nie byłoby żadnych śladów oszustwa. Jest pewien, że sprawa się wyjaśni na korzyść klientki. – Policja w Puławach zwróciła się do nas o wykonanie czynności – informuje Dariusz Pankiewicz, pełniący obowiązki komendanta komisariatu w Szprotawie. – Sprawdziliśmy autokomis. Firma istnieje od kilku lat i nie było negatywnych sygnałów na temat jej działalności.
Pani Ewa boi się, że francuski zakład ubezpieczeniowy doprowadzi do wywiezienia jej auta z Polski. Ale to wyklucza puławska policja. – Zwróciliśmy się o pomoc do policji we Francji – oznajmia młodszy aspirant Marcin Koper, oficer prasowy KPP w Puławach. – Na razie czekamy na efekty ich działań. Dopóki sprawa sie nie wyjaśni, samochód z pewnością nie wyjedzie z kraju.
To niewielkie pocieszenie dla E. Gajdy, która została okradziona z oszczędności życia. Kobieta ostrzega, że nawet uczciwa z pozoru transakcja, może się okazać oszustwem.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.